top of page
Adam Ruda-Rożniakowski

Kochajmy nasze dzieci, tak szybko odchodzą.


Tytuł mocno tabloidowy, ale treść warta Twojego zainteresowania o ile jesteś rodzicem, bez względu na to, czy to 3 letniej dziewczynki, czy 17 letniego mężczyzny.

Sprawdź natychmiast, czy Twoje dziecko zainstalowało już w komórce najnowszą aplikację, która pozwala przenieść się do innego wymiaru w kilka sekund.

Zobacz, jak zniknął Jonas, czy Twoje dziecko też tak potrafi?

Jeśli rozmawiasz ze swoim dzieckiem o bezpieczeństwie w ruchu ulicznym to super, ale zwróć uwagę przy najbliższej okazji, czy te rozmowy są efektywne. Jeśli nie rozmawiasz lub robisz to rzadziej niż raz w miesiącu, porozmawiaj TERAZ!

Nie dalej jak kilka tygodni temu poznałem Jonasa...

***

Jadę Wojska Polskiego, właściwie to już Aleksandrowska, w kierunku Łodzi. Naprzeciwko na pasie drogi, na przystanku, zatrzymuje się autobus MPK, ten mały. Gdzieś podświadomie chyba dociera do mnie informacja, że autobus delikatnie drgnął, ktoś z niego wysiadł. Zbliżam się do momentu wymijania. Zdjąłem nogę z gazu, ale prędkość auto i tak ma gdzieś w okolicach 50km/h. Droga jest właściwie pusta, pogoda piękna, błękitne niebo, czuć wiosnę w powietrzu. Można się rozmarzyć. Wtem zza busa wprost na mój pas ruchu wchodzi chłopak, słuchawki na uszach, wzrok wbity w smartfon. Gwałtownie naciskam hamulec, pisk opon, załącza się ABS. Widzę jak ciało 17 letniego chłopaka przelatuje po masce na dach – widzę to w ułamku sekundy oczami wyobraźni. Dokładnie tak, jak w filmie. Auto staje, może metr od pieszego, może mniej. On nie patrzy w moją stronę, jest w innym wymiarze, nieświadomy zagrożenia dla swojego fizycznego ciała. Przeszedł jakby szedł ogrodową alejką między kwiatami. Wściekły odprowadzam oczami młodego człowieka, który jakby nigdy nic dalej exploruje zawartość wyświetlacza telefonu. Nogi mi drżą, ale ruszam dalej, co będę tak stał na środku drogi autem, autobus już odjechał. Gdybym instynktownie nie zdjął nogi z gazu… Pozdrawiam rodziców młodego człowieka.

***

Deszcz, szaro, wieczór, lekko zaparowane szyby, zmęczony wracam do domu. Myślami przy sprawach które jeszcze muszę dziś załatwić. Poruszam się w sznurze aut, ale ze sporymi odstępami, z przeciwka również jadą auta podobnie w sporych odstępach. Centrum miasta, jadąc trudno jest ocenić z jaką prędkością porusza się auto z przeciwka, zbyt dużo świateł, prędkość dostrzegasz dopiero na etapie mijania się. Jedne pasy dla pieszych, drugie. Światła aut, reklam, ulicznych latarni rozbłyskują co rusz w kroplach wody płynących po szybie. Przy pasach ktoś stoi, zatrzymuje się, przechodzi. Młoda kobieta, domyślam się po sylwetce, czarny płaszcz, czarne spodnie, czarne buty, ciemna torba i ciemna czapka. Myślę sobie jak niebezpiecznie jest tak ubranym chodzić po mieście, całkowity kamuflaż w jesienną, wieczorną słotę, ale czy znasz kobietę która ubierając się bierze pod uwagę problem widoczności na ulicy? Nie miałem okazji takiej poznać. Ważne, czy makijaż jest ok, ale...

"przecież dla bezpieczeństwa nie założę jasnych spodni, a już na pewno nie włożę na rękę odblaskowej opaski. Przecież jak to będzie wyglądać? Co za idiotyczny pomysł. Tylko mężczyzna może taką bzdurę wymyślić".

Gwałtowne hamowanie, pada deszcz i jest ciemno, kierowca z naprzeciwka nie stanął przed przejściem, nie widział kobiety. Hamowanie nastąpiło za późno, krzyk kobiety. Widzę tylko rozmazany kontur twarzy przerażonego kierowcy kiedy mija się ze mną i ogląda za siebie. Nie uderzył kobiety, może przejechał jej po palcach. Ona wściekła, cała mokra, macha wygrażając za nim, kierowca pojechał dalej, ale na pewno ten moment zapamięta na długo. Nie oceniam Go, może też był zmęczony, może śpieszył się do chorego dziecka, albo rodzącej żony. Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Ona przeszła przez jezdnię bardzo zdenerwowana, ale czy wśród długiej listy przekleństw w głowie pomyślała, jak jej ubiór "na ninja" miał wpływ na to, że o mało nie zginęła? Życie toczy się dalej, ale przynajmniej te 2 osoby rozpoczęły je tego wieczoru od nowa. Oby coś tylko wyniosły z tego zdarzenia.

***

Aleksandrów Łódzki, osiedle, auta wzdłuż bloku zaparkowane prostopadle do jezdni, każdy z nas zna nie jedno takie miejsce. Przedpołudnie, brak ruchu, ładna pogoda, właściwie to można jechać z 50km/h. Jakoś toczę się, dlaczego? Nie wiem. Jadę do celu, ale to już niedaleko. Nie śpieszę się, jak to bywa najczęściej. Między autami stoi młoda kobieta. Widzę, że wyjmuje rzeczy z auta. Wsiada, albo wysiada. W niczym nie przykuwa uwagi, po trawniku biega pies, chyba kobiety. Cudowne przedpołudnie, takie słoneczne, po kilku dniach ponurych i deszczowych, taki dzień pachnący wiosną, aż chce się żyć. Niemal mijam zaparkowane auto wspomnianej kobiety. Nie mam więcej niż 20 km/h, wprost pod koła wbiega roześmiana dziewczynka, maks ze 3 lata. Kobieca ręka z prędkością nieznaną fizykom wychyla się zza maski auta i chwyta dziecko za kołnierz gwałtownie szarpiąc do tyłu. Efekt jest taki, że głowa dziewczynki jeszcze leci do przodu, a tułów już do tyłu. Staje niemal w miejscu, ale i tak równam się przednią boczną szybą z dzieckiem i bladą matką instynktownie wtulającą w siebie córkę. Patrzymy na siebie może sekundę, opuszczam szybę, obie czekają aż zacznę krzyczeć, ale ja tylko zwróciłem się do małej: "też mam takie 2 piękne córki jak Ty, cieszę się, że mogę pojechać dalej odebrać je". Uśmiecham się do matki, ona mocno zakłopotana do mnie. Ruszam, widzę w lusterku, że już na chodniku reprymenda jest ostra. Wszyscy troje zapamiętamy ten moment, ale tylko przez chwilę. Życie naszej trójki będzie toczyło się swoim torem dalej.

Każdy kierowca ma takich historii wiele. Pomyślmy o nich i o naszych dzieciach. Czas je przytulić i spokojnie, ale skutecznie wytłumaczyć, że życie jest bardzo kruche, nikt z nas nie chce chodzić na pogrzeb swojego dziecka, a kierowca nie jest jasnowidzem i nie wszystko co dzieje się wokół niego musi zobaczyć, też jest ojcem lub matką śpieszącą się do swoich dzieci.

bottom of page