top of page

Artykuł

 

 

Wędzonka na kościach...

(ewangelickich)

 

Łazi za mną od dłuższego czasu pewna myśl. Właściwie to może nie myśl, ale wrażenie bezradności  i przygnębienia pojawiające się zawsze, kiedy mijam dawny cmentarz ewangelicki w Rąbieniu. I nie chodzi o to, że targają mną jakieś głębsze przemyślenia na temat przeszłości, trudnej historii narodów etc. Po prostu przeraża mnie to, co się kryje za resztkami muru, przeraża mnie współczesność.

 

Jest tak jak widać na zamieszczonych zdjęciach. Wysypisko śmieci, sralnia dla psów i produkcja wędlin w jednym miejscu. Swojski pomysł na zagospodarowanie kawałka przestrzeni w centrum miejscowości.

 

A jakby tak spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie -  z czego wynika taki stan rzeczy, dlaczego stary cmentarz stał się tym, co widać na fotografiach?

 

Patrząc z dzisiejszej perspektywy historia Niemców na tych terenach zatoczyła koło - plemię, które przyszło i odeszło. Przedstawiciele narodu, którzy zaproszeni w  początkach XIX wieku  przez Rafała Bratoszewskiego przybyli do Aleksandrowa, aby dać kapitał wiedzy i umiejętności dla dalszego rozwoju ekonomicznego powstającego miasta, budować je i tworzyć. I aby później, po ponad 120-stu latach bytności, dać się omamić narodowo-socjalistycznej iluzji, która w efekcie i na nich ściągnęła marny koniec. Ale chwilę wcześniej, biorąc bierny lub czynny udział w bieżących wydarzeniach, zdołali wyrządzić wiele złego.

Zatem odpowiadając na wcześniejsze pytanie - wydaje się, że cmentarz po prostu musiał spotkać taki los, że doprowadzenie do takiego stanu było najprostszym, a być może nawet jedynym sposobem odreagowania wojennych doświadczeń. I pewnie nie należy się temu dziwić.

 

Ale na ile ten argument jest aktualny dzisiaj, w 2016 roku ? Czy ten  stary ewangelicki cmentarz ma wciąż wyglądać tak jak wygląda? Jeżeli tak, to znaczyłoby, że kolejne pokolenia, 60 lat później, wciąż nie mogą uporać się z trudną przeszłością. I, że wciąż nad przyzwoitością górę biorą strach, kompleksy i bezradność.

 

PS

Z resztą nieważne; cmentarz to cmentarz i należy się temu miejscu szacunek! Po prostu. Aha, i jeszcze jedno - wstyd mieć coś takiego w środku wsi :(

 

 

Bartek Zalega

Artykuł

(...) krajobraz miasta*

 

 

Nie można zacząć tego artykułu inaczej niż cytatem - jest on o rzeczach nieważnych**. Dotyczy reklamy zewnętrznej. Dotyczy chaosu reklamowego i tego jak zapaćkany jest krajobraz w Polsce. W odróżnieniu od innych krajów, w naszej ojczyźnie, jak jest ona długa i szeroka, przestrzeń publiczna została zawłaszczona przez setki tysięcy banerów, tablic, przyczep i Bóg wie jakich jeszcze nośników reklam. W większości zresztą tylko iluzorycznie spełniających swoje zadanie. W w większości umieszczonych byle jak, byle gdzie, bez sensu, chyba tylko po to aby wisiało i szpeciło.

Na szczęście w ostatnich latach mówi się o tym problemie coraz więcej. Zresztą nie tylko mówi ale i robi. W sierpniu 2015 r weszła w życie tzw. ustawa krajobrazowa wprowadzająca szereg przepisów mających na celu uregulowanie zasad lokowania nośników reklamy zewnętrznej oraz być może co ważniejsze, dająca samorządom narzędzia skutecznej egzekucji tych przepisów. Daje to nadzieje na poprawę sytuacji w najbliższych latach.

No dobrze , tak to mniej więcej wygląda z dalszej, ogólnokrajowej perspektywy. A jak sprawy się mają jeżeli przyjrzeć się im z bliska, jak to wygląda w Aleksandrowie i okolicach? Nasza wycieczka w dwa pogodne listopadowe popołudnia pozwoliła udokumentować kilka przykładów.

 

1.Płoty – czasami myślę, ze właścicielom tych płotów wydaje się, że obwiesić płot jest dobrym tonie.  Nieważne, że krzywo, ze wyblakło lub się porwało ani, że jest nieaktualne.

2.Nośniki-pozostałości czyli straszaki – dzisiaj właściwie nie wiadomo jaki przekaz niosą. Wiadomo natomiast, że jeszcze długo będą nam wypełniać krajobraz.

3.MOSiR jest wielki dlatego trzeba go wskazać  tablicą zasłaniającą pół lasu, a nie taką mniejszą wkomponowaną w otoczenie. Jeszcze ktoś by przeoczył i nie zauważył tego mosira.​

4.Podobnych tablic jest dużo więcej, mają reklamować firmy znajdujące się kompletnie  gdzie indziej więc w zasadzie nie wiadomo czy cokolwiek reklamują. Tą wybrałem dlatego, że koncertowo nie pasuje do miejsca w którym stoi, tj w lesie.

5.Moje ulubione  - podoba mi się to miejsce, bo jest zadbane, widać tu dbałość o porządek i estetykę zarówno otoczenia jak i samego budynku. A krzycząca bielą tablica na dokładkę...​

6.Odwracamy wzrok i cóż.. - włodarze miasta też krajobrazu nie oszczędzają.

7.Ciąg dalszy o płotach. Ale też o architekturze, która w obu przypadkach wydaje mi się w porządku. Sądzę, że właściciele tych obiektów sporo uwagi i pracy poświęcili temu, aby dobrze one wyglądały i cieszyły wzrok. To fajnie, ale czy naprawdę przy okazji trzeba obwieszać płoty?..

8.Zemsta prząśniczki – Gdy znajdziesz  się w  centrum miasta ta tablica pomoże Ci wybrać przędzę jaką możesz sobie kupić. ..Że co?..,.. że przecież nigdy jeszcze nie kupowałeś przędzy?..

9.Nie wystarczy jedna porządna, muszą być trzy.

10.Proboszcz też idzie z duchem czasu.

11.Na koniec, żeby nie popaść w przygnębienie dobry przykład – jak widać można zastosować rozwiązania bardziej przyjazne. Szyldy zawarto w estetycznej, jednolitej formie umieszczonej w odpowiednim miejscu.

PS. (ech, tylko ten prawnik z I-go piętra dorzucił swoje trzy grosze..)

Dlaczego ten temat jest nieważny ? Przede wszystkim dlatego, że ani się od tego nie choruje,  ani nie umiera. Co najwyżej mogą boleć oczy. Właściwie to większość nawet  tego nie widzi więc oczy nie bolą,  problemu nie zauważa i nie ma go w swojej świadomości. Dla mnie osobiście  podjęcie tej problematyki na łamach aleksandrowonline.pl też opatrzone było znakiem zapytania – czy kogoś to w ogóle interesuje?  Na szczęście odpowiedź przyszła sama – wszystko okej, ale skoro powstaje w związku z tym specjalna ustawa to chyba jest to jednak sprawa istotna.

 

Zatem w następnej części tego artykułu postaram się przybliżyć najważniejsze założenia ustawy krajobrazowej i zastanowić się jak jej zapisy można przełożyć na nasz lokalny grunt. 

 

Bartek Zalega

* - tytuł artykułu nadany przez redakcję

** - swobodny cytat ze wstępu do książki Filipa Springera „ Wanna z kolumnadą”

Artykuł

Sorry, taki mamy trend - czyli o tym jak w łatwy sposób można zrobić sobie krzywdę.

 

Zaczęło sie w latach dziewięćdziesiątych. Okres siermiężnej socjalistycznej  szarości naszych miast przeminął bezpowrotnie i należało otworzyć sie na nową estetykę. Powszechna termomodernizacja dała możliwość zerwania ze starym i do przestrzeni publicznej wdarł się przebojem kolor. I nie byłoby w tym nic złego gdyby stosować go z umiarem. Zabrakło jednak zdrowego rozsądku i najczęściej o doborze kolorów na elewacjach modernizowanych budynków decydowały osoby pozbawione podstawowych kompetencji w tym zakresie.  Często po prostu wykonawca prac przychodził z paletą kolorów do sekretarki i pytał - który kolor się Pani podoba? I tak narodziła się jedna z chorób polskiej przestrzeni publicznej - pasteloza.

 Na szczęście dzisiaj coraz powszechniejsza jest krytyka takiego schematu i w wielu miejscach w Polsce opracowanie koncepcji  powierza się architektom. Niby to oczywiste lecz nie zawsze stosowane rozwiazanie pozwala na zastosowanie właściwych środków, odpowiednio stonowanych, nawiazujacych do otoczenia i charakteru zabudowy oraz potrzeb społeczności, która w większości w miejscu swojego zamieszkania nie oczekuje architektonicznej wrzawy.

Niestety zjawisko pastelozy nie ominęło ( i nie omija teraz ) Aleksandrowa. I celowo nie odnoszę się w tym artykule do  budownictwa indywidualnego, chociaż interesujacych przykładów można by tu znaleźć bez liku. Na pewno wielu z was zaintrygowała niejednokrotnie cytrynowa elewacja lub chabrowa blachodachówka jakiegoś budynku? Dzisiaj całą uwagę chciałbym skierować na budownictwo wielorodzinne i publiczne. 

Okolice ul.Konopnickiej, osiedle mieszkaniowe

Klasyczny przykład. Za dużo kolorów, zbyt intensywnych, ułożonych w abstrakcyjne, nie wiadomo jak powstałe kształty. Rozwiązanie drażni swoją intensywnoscią. Podejrzewam, że celem autora było rozweselić mieszkańców, ale obawiam się, że niektórych może tylko ubawić.

Al.Wyzwolenia, pierzeja

Na razie to chyba jeszcze nieskończone w sensie realizacji założenia dla całej ulicy. Czy teraz jest lepiej niż było? - raczej nie. Ale i nie będzie później, gdy wszystkie budynki otrzymaja to "coś"

Poniżej, ul.Wyzwolenia, Szkoła Podstawowa nr4

Mała uwaga  - Gmina uczetniczy w programie unijnym termomodernizacji placówek oświatowych i kulturalnych. I fajnie. Dzieki dofinasowaniu udało sie wyremontować do tej pory kilka obiektów - dwa przedszkola miejskie, kilka szkół i Dom Kultury.

I prawie miałem tego przykładu nie zamieszczać, gdyż padały głosy, że to wygląda ok. Wtedy odezwał się znajomy dziesięciolatek i  zapytał - "to szkoła dla dziewczynek, prawda?"  ...więc  nie dla chłopców, coś tu poszło nie tak ( skoro widok sprawia takie wrażenie na dziecku ) i dlatego ten przykład wrzucamy jednak do galerii.

ul.Waryńskiego, Miejski Zespół Szkół

 

To rozwiązanie też wydaje mi się kontrowerysjne. Więcej jest tu naiwnej zabawy z kolorami i liniami niż przemyślanej koncepcji.

Poniżej, ul.Pabianicka, nowy blok komunalny.

Zatem to też tealizacja gminna. Jak widać da się jednak zrobić coś porządnie -  odpowiednio do otoczenia i przeznaczenia obiektu.

Być może znajdą się tacy, którzy na moje spostrzeżenia zareagują krytycznie. Na zasadzie - jest dobrze, mnie się podoba, a w ogóle to co, lepiej jak było obdrapane? Oczywiscie, że nie było lepiej i wszelkie wysiłki skierowane na podniesienie estetyki otoczenia i ładu przestrzennego zasługuja na aprobatę i uznanie. Ale poza tym z gustami się nie dyskutuje i nie jest to artukuł o gustach.  Podejmując działania w przestrzeni publicznej nie można kierować się gustem, ale należy stosować się do wypracowanych w tym zakresie zasad architektonicznych i urbanistycznych. To musi być robione kompetentnie.

W końcu przestrzeń publiczna jest naszym wspólnym dobrem i musimy o nią dbać i szanować. Dzięki temu po prostu lepiej bedzie się nam żyło.

 

Bartek Zalega

Kotwica 1
bottom of page